Na pewno dzielicie się na osoby, które podróżują z kotami i takie (większość z Was), które podobnie jak ja, tuż przed wyjazdem przygotowują się psychicznie i fizycznie do rozłąki, i pozostawienia kotów pod jak najlepszą możliwą (bo nie własną) opieką. Nasze wyjazdy przeważnie są albo krótkie (przedłużony weekend), albo dłuższe (1-3 tygodnie). Dotychczas Rude zostawały pod opieką Mojej Rodzicielki i również bardzo bliskich mi T., K. i M. Zawsze obawiałam się, że zabieranie ich ze sobą na weekend to zbyt duży i zupełnie zbędny dla kotów stres. Ledwie opuszczą swój azyl, znajdą się w nowym miejscu, gdy zaraz będą je zostawiać za sobą. Dłuższe wyjazdy to dla nas często podróże zagraniczne, z przelotem samolotem. Choć podróżowanie z kotem w kabinie pasażerskiej jest już możliwe, to nadal wydaja mi się to bardzo odważnym krokiem. Wyobrażacie sobie te godziny spędzone łącznie na lotniskach i w samolocie? Jednak w międzyczasie na pewno stałam się bardziej elastyczna odnośnie niedalekich i krótkich podróży. Kiedy Accor Hotels zaproponowało nam współpracę, której celem było odczarowanie mitu o tym, że zwierzęta nie są mile widziane w hotelach, zapraszając nas do jednego ze swoich obiektów, pojawiła się pierwsza myśl: Dlaczego nie przyzwyczajałam Rudych do takich wojaży od małego? Będę tego już zawsze żałować. Mielibyśmy tyle uciechy podróżując razem! Chwilę potem zadzwoniłam do O. Powiedziałam mu o propozycji, zakładając, że do współpracy nie dojdzie, on jak gdyby nigdy nic, powiedział: Spokojnie, dopytaj o szczegóły, może oboje mamy złe wyobrażenie o pobycie w hotelu z kotami, może w ogóle demonizujemy takie wspólne podróże, obawiając się najgorszego. Jeśli teraz nie spróbujemy, to kiedy? Stoczyłam jeszcze wewnętrzną walkę sama ze sobą, rozważając wszelkie za i przeciw. Przeciw to przede wszystkim wspomniany powyżej stres kotów. Co było zatem za? To, że zawsze o takich wspólnych podróżach marzyłam. Nie zabieraliśmy ze sobą Rudych na weekendy do innych miast, siedziałyby tylko zamknięte w pokoju. Nie zabraliśmy ich nigdy na Teneryfę, bo jechaliśmy (lecieliśmy!) do domu z innym kotem. Nie mamy do dyspozycji domu letniskowego z ogrodem, bo na pewno spróbowalibyśmy je oswoić z takim miejscem. Teraz mogłam wybrać dowolny hotel należący do sieci Accor Hotels (Novotel lub Mercure) i kiedy pominęłam hotele położone w miastach lub daleko od nas, moją uwagę przykuł hotel w Mrągowie. Mrągowo! To tam jeździłam jako dziecko, dokładnie do tego hotelu! Szybko wróciły wspomnienia i wiecie co? Już wtedy można było tam przyjeżdżać ze zwierzętami! A było to… wiele, wiele lat temu. Pamiętam, jak przyjechałam tam z siostrami i rodzicami, a także naszą suczką Szelmą i kotem Bamboszem (jeśli nie poznaliście Bambosza, kliknijcie tutaj). Pamiętam dobrze nasz przyjazd, rodzice nie byli pewni, czy zwierzęta są tam mile widziane, jednak psa rasy seter szkocki (gordon) trudno „przemycić”. Dlatego najpierw „przemyciliśmy” do hotelu Bambosza… ;) Potem okazało się, że nie będzie problemu ze zwierzakami i Szelma weszła do hotelu już jak na gościa przystało, na własnych łapach, frontowymi drzwiami. Z Bamboszem do końca pobytu nie ujawniliśmy się (chociaż zastanawiam się, czy jest to w ogóle możliwe, że nie został zauważony, chociażby przez obsługę hotelową) ;). Tak czy inaczej, decyzja została podjęta: JEDZIEMY. Zaczęliśmy od przygotowań do wyjazdu. Szczepienie, bo już czas. Nowe, stabilne transporterki. Rozważaliśmy środki przeciwko owadom (kleszczom i pchłom), kupiliśmy je, ale ostatecznie nie zaaplikowaliśmy Rudym. Nie znaczy to, że jestem temu przeciwna, po prostu miałam mętlik w głowie, słysząc podzielone zdania. Wiedziałam, że nie pójdziemy z Rudymi na spacer do lasu, a będą jedynie wychodzić na trawę przed hotelowy pokój. Będę je potem dokładnie oglądać. Taką podjęliśmy decyzję. Piątek Kiedy byliśmy przygotowani, wyruszyliśmy w drogę. Rude w transporterkach, przypięte pasami. O. specjalnie wybrał takie transportery, które mają tę funkcję. Wiadomo, odpowiedzialny tata. Ja podczas podróży zadbałam przede wszystkim o samopoczucie Rudych. O ile można tak powiedzieć o zagadywaniu ich i głaskaniu. Próbowaliśmy im podawać wodę i jedzenie, ale zupełnie nie były tym zainteresowane. Podejrzewam, że były tak przejęte podróżą, że zapomniały o głodzie i pragnieniu. Podróż na szczęście nie była długa. Oczywiście dłuższa, niż gdybyśmy jechali sami. Już wiem, czym musi być podróżowanie z dziećmi. Wolniej. Z przystankami. Jednak w ciągu około 4 godzin byliśmy na miejscu. Dojechaliśmy! W hotelu szybko zameldowaliśmy się i zabraliśmy Rude do pokoju. Oboje opuścili transporterki na przykurczonych łapkach. Rysio od razu schował się pod łóżkiem (mężczyzna). Marchewka natomiast zabrała się za zwiedzanie (kobieta). Na miejscu czekały na nie także miseczki i posiłek, na wypadek, gdybyśmy zapomnieli zabrać je ze sobą z domu. Prysznic: checked. Czy na pewno dobrze wyglądam po podróży? Widok przez okno: checked. Miejsce do spania: checked Chwilę później, po pierwszych oględzinach pokoju, Marchewka wykonywała już dzikie ruchy, ocierając się o wykładzinę i kanapę. Czyżby pokój przed naszym przyjazdem został wysypany kocimiętką? Znaleźliśmy także sposób na Rysia. W końcu nie chcieliśmy, żeby cały weekend spędził pod łóżkiem, będąc w hotelu na Mazurach. Wiedzieliśmy, że są zmysły silniejsze niż poczucie strachu. Sięgnęliśmy po… Rysio długo się nie zastanawiał. Po posiłku (sprawa priorytetowa!) całkiem odważnie zwiedzał pokój. Jeszcze tego samego dnia postanowiliśmy pokazać im świat zewnętrzny. W takim stopniu, w jakim same będą tego chciały. Drzwi na zewnątrz zostały otwarte. I trawnik przed budynkiem zaczął wzywać… Rysiek, idziesz? Ja chyba idę. Chwile wahania… Pierwsza! Rysio wahał się i wahał… Marchewka od razu zatoczyła szerokie kręgi. Chwilę później uznaliśmy, że Marchewka jest bardziej pewna i ciekawa otoczenia. Dlatego jeszcze tego samego dnia spacerowała z nami po hotelowym tarasie, lobby i okolicy. Czasami potrzebowała chwili tylko dla siebie. W ogóle nie bała się obcych ludzi, co widać po jej posturze ciała i ogonie. Szybko zawarła pierwsze znajomości. Hotelowa gwiazda Skorzystała także z okazji, że w hotelu gościli motocykliści. Można i tak, jeśli tylko jaśnie pani wygodniej. Takie kwiatki! Wieczorem każdy zjadł swoją kolację – my w hotelowej restauracji, Rude w pokoju, a noc spędziliśmy wszyscy razem. Na pewno potraficie wyobrazić sobie moją radość z powodu wspólnej, rodzinnej nocy, prawda? Kiedy obudziliśmy się, Rysio spał obok mojej głowy, zajmując 3/4 mojej poduszki, a Marchewka w otwartym transporterku. Sobota Soboty nie mogliśmy rozpocząć inaczej, niż na trawie. Koty dość szybko dały nam do zrozumienia, że chcą wyjść na zewnątrz i wcale nie chciały wracać do środka, kiedy my chcieliśmy wyjść na śniadanie. Rysio w końcu odważył się i przekroczył próg pokoju. I całkiem szybko się rozkręcał! Chociaż wracał do pokoju, by nabrać tam więcej odwagi ;) A kiedy chciał mieć święty spokój, chował się pod łóżko. „W całości” ;) Po śniadaniu znowu postanowiliśmy dostarczyć atrakcji Marchewce. Uznaliśmy, że wystająca spod łóżka dupka Ryśka, to dość wyraźny przekaz dla nas. Wszystko fajnie, byle z umiarem. Wydawało nam się, że Marchewka z kolei jest nienasycona tym, co tuż za szklanymi drzwiami, dlatego wybraliśmy się wspólnie na spacer po hotelu i okolicy. Postanowiliśmy także zapoznać Marchewkę z przyhotelowymi sarenkami. Pamiętam je z dzieciństwa, wciąż tam są! Po tak intensywnie rozpoczętym dniu, Marchewce należał się odpoczynek. Oddała się kanapie i uzależniającej woni hotelowej wykładziny. W jej ślady poszedł także Rysiek, mimo że niespecjalnie miał powody, by regenerować swoje siły ;) Potem spędziliśmy czas sami, dając Rudym odetchnąć. Między innymi od nas i naszej mojej nadopiekuńczości zachłanności. Mieliśmy dużo szczęścia, przez cały czas dopisywała nam świetna pogoda, a Mazury są takim miejscem, w którym nie można się nudzić. Wystarczy cieszyć oczy błękitną taflą jeziora, wpatrywać się w soczystą zieleń lasu, od mchu, po czubki sosen i wsłuchiwać się w śpiew ptaków. Po powrocie uznaliśmy, że teraz czas na Ryśka. Chłopak też powinien zobaczyć coś więcej niż pokój i kawałek trawnika przed nim. Wybraliśmy się wspólnie na obchód. Rysiek był na pewno bardziej przejęty niż Marchewka, ale jestem przekonana, że także zaciekawiony. Zauważyłam, że oboje najlepiej czuli się, kiedy nie byli niczym skrępowani – ani szelkami, ani przeze mnie trzymającą ich na rękach. Najchętniej wszędzie przemieszczaliby się swobodnie sami. Oczywiście nie zawsze mogliśmy im na to pozwolić. Następnie postanowiliśmy pokazać choć raz, choćby tylko Marchewce to, co na Mazurach najpiękniejsze. Jedno z jezior, to przy którym mieszkaliśmy czyli Jezioro Czos. Jest ono położone tuż przy hotelu, widać je z tarasu, a spacer nad samo jezioro zajmuje nie więcej niż 5 minut. Oprócz „uwięzi” zabrałam ze sobą swoją torebkę. Nie chciałam pakować Marchewki w transporterek, nie mieliśmy przy sobie tego, który jest w formie plecaka (następnym razem zabiorę!). Torebka okazała się bardzo przydatna :) Przyhotelowy rezydent. Bardzo przykuł uwagę Marchewki. Marchewka nie była zachwycona tym spacerem, bo nad jeziorem było bardzo wietrznie, przez co woda była wzburzona, a żagle z hałasem falowały na masztach łodzi. To był nasz pierwszy i jedyny taki spacer podczas całego pobytu. Po tak wytężonym dniu, przyszedł czas na odpoczynek. Wspólny, ma się rozumieć! Tylko fotograf nie mógł dołączyć ;) Po krótkiej drzemce, mogliśmy udać się z O. na kolację. Nie taką zwyczajną kolację, bo urodzinową. I choć O. zawsze powtarza, że on urodzin nie obchodzi i nie chce całej tej otoczki, to ja nigdy nie uwierzę w to, że ktoś nie lubi dostawać życzeń. Albo tortu niespodzianki, ze świeczką na środku. Może niekoniecznie taką, jaka była na torcie O. czyli w postaci weselnej petardy ;) Myślę, że nie konsultując z nim tego wpisu, mogę tylko podpowiedzieć: tak, O. na pewno ucieszy się ze spóźnionych życzeń od Was :) Niedziela Niedzielny poranek wyglądał podobnie do sobotniego. Rude chciały dalej zwiedzać, więc od razu wypuściliśmy je na zewnątrz. Na Facebooku i Instagramie padły pytania o brak szelek i smyczy. Otóż nie było takiej potrzeby, mieliśmy ograniczony teren do dyspozycji, a Rude nie wykonywały żadnych gwałtownych ruchów. Zwykle napawały się zapachem roślin, obgryzały trawę lub wylegiwały się w słońcu. Jeśli oddalaliśmy się bardziej albo z jakiegoś powodu okolica mogła być niebezpieczna, wówczas Rude miały na sobie szelki i były ograniczone zasięgiem smyczy. I bardzo były z tego powodu niezadowolone ;) Wszystko zależy od temperamentu kota, jego charakteru, dlatego każdy sam powinien podjąć decyzję, na co i kiedy może pozwolić swojemu kotu. Kawałek trawy, koc, słońce i kot. Czego trzeba więcej? Żaden owad, ani tym bardziej ptak, nie ucierpiał podczas naszego pobytu ;) Koniec zabawy, wracamy do domu! Na naszym Instagramie (dołączcie jeśli chcecie być na bieżąco i oglądać dostępne tylko tam filmy i zdjęcia) znalazł się też krótki film z Rudymi. Po śniadaniu zdecydowaliśmy się z O. na basen, jacuzzi (zewnętrzne! :D) i saunę. Bez Rudych ;) Podejrzewam, że może nawet zostalibyśmy tam wpuszczeni z kotami, bo były z nami: w hotelowym holu i lobby, na hotelowym tarasie, w barze, i wszędzie na terenie przylegającym do hotelu. Myślę, że basen czy siłownia także stałyby dla Rudych otworem, gdybyśmy chcieli dostarczyć im tego typu atrakcji :) Tego im oszczędziliśmy, ale przed wyjazdem bardzo chcieliśmy sfotografować je w uroczym hotelowym lobby, częściowo oszklonym, z charakterystycznymi (będącymi tam od wielu lat!) sarenkami w tle. Myślę, że Rude czuły się tam jak prawowici goście. To były nasze ostatnie chwile w hotelu. Pierwszy i mam nadzieję nie ostatni taki wyjazd z Ryśkiem i Marchewką. Dlaczego? Odniosłam wrażenie, że stres który towarzyszył tej podróży został przyćmiony przez radość z eksplorowania, poznawania nowych zapachów i wszystkich innych dobrodziejstw mazurskiej przyrody. Rysiek i Marchewka w hotelowym pokoju czuły się swobodnie. Marchewka już pierwszego dnia, zaraz po opuszczeniu transporterka, a Rysiek chwilę później. Kiedy spędzaliśmy czas razem z nimi w pokoju, były wyjątkowo towarzyskie. Rysiek cały czas podążał za stopami O. (to także jego ulubiona dyscyplina w domu), ocierał się o nasze nogi. Rude sprawiały wrażenie zrelaksowanych i myślę, że w dużym stopniu dlatego, że my byliśmy tuż obok. Dużą część tego wyjazdu spędziliśmy po prostu z nimi. I powoli przestaję sobie wyobrażać podobny wyjazd bez Rudych… :) Czas pokaże, jaką decyzję podejmiemy przed kolejnym takim wyjazdem, ale coś mi mówi, że oboje z O. (mimo że O. trochę cierpiał w jednym pokoju z kotami, jego alergią i astmą), bardzo chcielibyśmy to powtórzyć. Atmosfera tego konkretnego miejsca czyli hotelu Mercure Mrągowo Resort & SPA, także była sprzyjająca. Obsługa hotelu bardzo sympatyczna, nikt nigdy nie zwrócił nam uwagi, że nie powinniśmy zabierać kotów w to czy w tamto miejsce. Wręcz przeciwnie, wszyscy witali nas z uśmiechem na twarzach, a niektórzy zatrzymywali się przy nas dłużej, opowiadając o swoich kotach. Jeśli jeszcze wahacie się, czy wspólny wyjazd jest dobrym pomysłem, możecie spróbować przekonać się o tym jako zwycięzcy konkursu, do którego Was serdecznie zapraszam! Konkurs Biorąc udział w konkursie, macie szansę wygrać pobyt podobny do naszego :) Wystarczy umieścić na Instagramie zdjęcie swojego pupila inspirowane pobytem zwierząt w hotelach z hashtagiem #accor4pets, oznaczyć profil @accorhotels_polska na fotografii oraz zacząć śledzić ten sam profil na Instagramie. Dwóch zwycięzców otrzyma vouchery na weekendowy pobyt w hotelu, a wybierzemy ich razem z Zosią z Pies w Warszawie. Najprawdopodobniej zwycięzcy podzielą się na opiekunów dwóch różnych gatunków ;) Konkurs trwa do 15 czerwca, więc nie zwlekajcie! Szczegółowy regulamin znajdziecie tutaj. Wnioski Jestem przekonana, że już je znacie :) W każdym słowie powyżej przeczytacie i w każdym (albo prawie każdym ;)) zdjęciu powyżej dostrzeżecie, że było warto! Na pewno bardzo poważnie weźmiemy pod uwagę kolejny taki wyjazd na urlop z kotami. Chętnie poznam Wasze doświadczenia. Napiszcie proszę w komentarzach, czy Wy na wakacje / urlop zabieracie ze sobą swoje zwierzaki, w jakiego rodzaju podróże (krótkie, długie), jaki środek transportu wybieracie, w jakich miejscach się zatrzymujecie? Czy Wasze koty wychodzą na zewnątrz i w jaki sposób to organizujecie? Podzielcie się zarówno tymi dobrymi, jaki złymi wrażeniami. A jeśli nie chcecie czekać na wyniki konkursu, zarezerwujcie swój pobyt w hotelu z futrami już teraz TUTAJ. ___ Wpis powstał we współpracy z ___
ANGELIKA PODGAJNACzy można jechać na wakacje z kotem? Wszystko zależy od temperamentu i osobowości naszego pupila. Niektóre koty to typowymi domatorami, inne zaś z ciekawością zaglądają w każdy kąt i chętnie witają wszelkie nowości. Jeśli nasz futrzak jest typem odkrywcy, możemy zaryzykować wyjazd w jego towarzystwie. Pamiętajmy tylko, by odpowiednio się do tego przygotować. Co zabrać na wakacje z kotem i jak zadbać o bezpieczeństwo mruczka podczas wyprawy?Wyjazd z kotem – czy to możliwe?Trzeba pamiętać, że nie każdy kot jest urodzonym podróżnikiem. Zwierzaki te są niezwykle terytorialne, mocno przywiązują się do miejsca, w którym mieszkają i to w nim czują się najbezpieczniej. Nie bez powodu uważa się koty za skrytych domatorów. Większość futrzaków rzeczywiście niechętnie opuszcza domowe pielesze, a każdą większą zmianę w swoim otoczeniu przypłaca ogromnym stresem. Jeśli i nasz pupil należy do tego grona, a w dodatku jest kotem nieśmiałym i strachliwym, to wyjazd z kotem nie będzie najlepszym rozwiązaniem. Na czas naszej nieobecności rozsądniej będzie powierzyć opiekę nad nim komuś bliskiemu i nie jest to regułą. Koty podobnie ja ludzie miewają różne charaktery i temperamenty. Niektóre zwierzaki są ciekawe świata i same co rusz pakują się w nowe przygody. Koty towarzyskie, śmiałe i ciekawskie z pewnością odnajdą się w nowej wakacyjnej sytuacji. Pamiętajmy tylko, by wcześniej oswoić go ze smyczą i szelkami. Tak wyposażony mruczek może towarzyszyć nam podczas letnich eskapad. Jak przygotować się na podróż z kotem?Zanim wybierzemy się na wakacje w towarzyskie domowego czworonoga, warto odwiedzić klinikę weterynaryjną. Powinniśmy upewnić się, czy nasz pupil zaliczył wszystkie szczepienia i czy jest dobrze chroniony przed pchłami i kleszczami. Kolejną kwestią jest zapakowanie wszystkich niezbędnych akcesoriów. Po pierwsze, sprawdźmy czy tam, gdzie spędzimy urlop kupimy bez problemu karmę dla koty. Warto pamiętać, że koty przyzwyczajają się do konkretnego rodzaju pożywienia i nie zawsze udaje się przekonać je do zjedzenia czegoś innego. Jeśli nie chcemy borykać się z kocim strajkiem głodowym, lepiej zabrać zapas karmy ze sobą. To samo dotyczy niezbędna będzie także kuweta, legowisko pupila i jakieś zabawki, którymi zajmiemy jego uwagę. Nie zapomnijmy także o szelkach, smyczy i adresówce. Kot wybierający się w podróż powinien mieć przy sobie identyfikator z danymi kontaktowymi opiekuna. Bezpieczeństwo kota podczas podróżyOstatnią kwestią, o którą należy się zatroszczyć jest bezpieczeństwo pupila podczas wyjazdu. Jeśli podróżujemy autem, powinniśmy przewozić kota w specjalnym transporterze przypiętym do siedzenia. Takie lokum warto wyścielić miękkim kocem i zaopatrzyć w jakąś zabawkę, aby pupil czuł się bezpiecznie i komfortowo. Swojski zapach zabawek i posłania zmniejszy stres zwierzaka i ułatwi mu aklimatyzację w nowym miejscu. Podczas jazdy powinniśmy robić postoje, przynajmniej co 2 godziny, tak aby pupil mógł napić się wody i rozprostować łapy. Wstrzymajmy się tylko z podawaniem kotu jedzenia. Jazda samochodem z pełnym brzuchem może wywołać kłopoty żołądkowe u czworonoga.
Podróż z pupilami bywa wyzwaniem. Wiele osób waha się przed jej odbyciem z psem, a co dopiero z większym domatorem - kotem. Wyjazd z nim może się jednak udać. Udowadnia to kocia "podróżniczka" – 3-letnia Lukrecja, która odwiedziła już 15 krajów.
Cześć! Mam na imię Ola i bardzo chętnie pomogę Ci w opiece nad Twoim przyjacielem! Wyjazd na długi weekend? Wakacje? Podróż służbowa? Nie ma problemu : ) Koty nie lubią zmian, a pobyt w hotelu może być dla nich niezmiernie stresujący, jeśli więc nie chcesz narażać na to swojego Mruczka proponuję opiekę nad nim w Twoim (i Jego) domu. Koty w moim domu były od zawsze, a od lat są moją pasją. Jestem licencjonowaną behawiorystką Polskiej Akademii Zoopsychologii i Animaloterapii i cały czas się doszkalam. Oferuję konsultacje behawiorystyczne oraz opiekę w czasie wyjazdu własciciela. Opieka obejmuje: - karmienie, - sprzątanie kuwety, - zabawy z kotem, mizianie i głaskanie według kociego humoru i preferencji - w razie potrzeby wizytę u weterynarza Przed pierwszą wizytą spotykamy się na bezpłatnej wizycie zapoznawczej, na której wspólnie omawiamy szczegóły opieki oraz potrzeby i charakter zwierzaka. Cennik: - Podstawowa wizyta od 40 zł, finalna cena zależna jest od czasu opieki, odległości dojazdu, ilości zwierząt pod opieką i obłożenia terminnu - Druga wizyta tego samego dnia (możliwość dostępna zależnie od lokalizacji - wyłącznie okolice Starego Polesia i Śródmieścia) 30 zł - Wyjazd do weterynarza - 50 zł Działam na terenie Łodzi. Jeśli w domu są również inne zwierzęta (króliki, gryzonie): - posprzątanie klatek + karmienie 10 zł - pozostałe usługi do ustalenia Podlanie kwiatków gratis ; ) I speak English if you need that : ) Opinie dostępne na https ://
"Wyjazd na weekend" to kolejny nijaki thriller Netflixa na podstawie względnie niezłej książki. Akcja gna na złamanie karku, zapominając po drodze o logice i zasadniczo błagając widza o wyłączenie mózgu. Jeśli dasz radę to zrobić, to może Ci się nawet spodoba.
Wakacje z kotem u boku cieszą opiekuna jak żadne inne! Przecież nie da się naprawdę dobrze bawić ze świadomością, że mruczek został bez nas, nawet jak zapewniliśmy mu na ten czas świetną opiekę… Jednak żeby uniknąć wakacyjnej klapy, warto wcześniej zaplanować wspólną wycieczkę i odpowiednio przygotować na nią kota. Fundamentalne pytania Jeśli decydujesz się na wakacje z kotem, koniecznie upewnij się, czy miejsce, w którym się zatrzymacie, akceptuje zwierzęta. To bardzo ważna kwestia, o której niektórym zdarza się zapomnieć. Wówczas zamiast odpoczynku w hotelu czy domku letniskowym są nerwy i szukanie innego lokum… Jeśli jesteście już pewni, że można przyjechać z kotem, powinniście się zastanowić, co z nim zrobicie, jeśli zechcecie wyjść na plażę, do restauracji lub na zakupy. Czy wasz kot jest na tyle spokojny i grzeczny, że nie będziecie się bali zostawić go samego w obcym miejscu? Na to pytanie trzeba sobie uczciwie odpowiedzieć. Nie chcecie przecież tłumaczyć się przed właścicielami kwatery z podrapanych zasłon czy zasiusianych kanap… Jednak zanim pomyślicie o zakwaterowaniu, zastanówcie się, jak kot zniesie podróż. Nie wszystkie mruczki są fanami środków transportu. Czasami zabieranie ich ze sobą na siłę może skutkować tylko niepotrzebnym stresem. Co wziąć na wakacje z kotem? Robicie sobie listę rzeczy do zabrania na urlop? Zróbcie też swojemu kotu! Dobra organizacja jest kluczem do uniknięcia wpadek. Przede wszystkim zadbajcie o to, żeby mruczek miał wszystkie artykuły, które pomogą mu poczuć się bezpiecznie w obcym miejscu. Warto zabrać jego posłanie (lub choćby część posłania – poduszkę, kocyk). Oprócz tego dobrze jest spakować znajomą kuwetę. Zmniejszycie w ten sposób prawdopodobieństwo załatwiania się w nieodpowiednich miejscach. Powinniście zabrać też karmę, którą na co dzień dostaje mruczek. Zmiana karmy nigdy nie powinna być gwałtowna, a już na pewno nie w momencie wystawienia na silniejszy stres. Skoro karma, to i miseczki – nie zawsze będą one na wyposażeniu pokoju lub domku. Oprócz tego dobrze mieć ze sobą podstawową kocią apteczkę. Co powinno się w niej znaleźć? Sprawdź TUTAJ! Pozostaje jeszcze kwestia nieco kontrowersyjna… Niekiedy dobrze jest przemyśleć zabranie ze sobą klatki, tzw. kennela, przeznaczonego dla mniejszego psa (koci transporter się do tego nie nadaje, jest za mały). Nie musicie z niego koniecznie korzystać, ale mając go pod ręką, jesteście jakoś zabezpieczeni na wypadek, gdyby mruczek postanowił robić numery. Oczywiście nie chodzi o zamykanie w nim kota na cały dzień i zostawianie go samego – przecież nie po to jedziecie na wspólne wakacje! Warto po prostu przemyśleć, czy przypadkiem nie będzie sytuacji, w której taki kennel wam się przyda. To się przyda na wyjazd z kotem! karma i miski posłanie apteczka żwirek transporter klatka kennelowa książeczka zdrowia KFpZ1sN.